niedziela, 19 marca 2017

[0] MYSTERIES IN MISTY HILL

   Detektyw Hugo Wilkinson mocno pociągnął papierosa i wydmuchał dym przez okno w toalecie komisariatu. Wiedział, że spaprał sprawę. Był tego świadom od dnia, w którym naczelnik rzucił akta Starego Walkera na jego biurko, choć z początku się do tego nie przyznawał.

   Łatwe dochodzenie, Wilkinson. Rach-ciach i po sprawie, akta w archiwum, voilà.

   Z zewnątrz dobiegł go warkot silnika. Pospiesznie wrzucił niedopałek do muszli i poprawił płaszcz. Odbicie w lustrze posłało mu posępne spojrzenie.

   W hallu doskoczył do niego dyżurny Simmons i poklepał go przyjaźnie po ramieniu.

   - Stary, żaden z nas nie dałby rady tej sprawie, przesz to piekło. Musimy zostawić to federalnym.

   Hugo przeczesał palcami rzadkie, smoliste włosy i cmoknął z dezaprobatą. 

   Federalni, pomyślał. Banda ważniaków w tanich garniakach. 

   Przysiadł na swoim biurku i skrzyżował ramiona na piersi. Dwóch rosłych mężczyzn w czarnych płaszczach wkroczyło właśnie na teren komisariatu i skupiło na sobie uwagę niemal całego personelu.

   Niemal.

   Wilkinson odpłynął myślami w kierunku najbliższej przyszłości. Harmider na posterunku zdawał się nie przeszkadzać mu w myśleniu o kupnie kota i o wakacjach w Kolorado; rozważał każdą możliwość udobruchania swojej żony po powrocie z pracy, wliczając w to kosztowne wycieczki i nowe zwierzaki.

   Z zamyślenia wyrwał go Simmons, wskazując na dwie czarne plamy zmierzające w ich kierunku.

   - Agenci Grohl i Cobain.

   Hugo wyprostował się i wysunął przed siebie dłoń.

   - Detektyw Hugo Wilkinson.

   - Możemy dostać teczkę, panie Wilkinson?

   Stojący obok niego dyżurny zerwał się z miejsca i dopadł do biurowych szuflad. Hugo, choć z całej siły próbował chować urażoną dumę pod maską profesjonalizmu, nie mógł powstrzymać się od spontanicznego zerkania w stronę intrygujących gości ze stolicy.

   Ci dwaj, zamiast agentów, jakich widywał do tej pory na szkoleniach, przypominali bardziej filmowe postacie, żywcem wzięte z czasów jego młodości, kiedy to z zapartym tchem oglądał powtórki "Z Archiwum X".

   Jeden, niemal dwumetrowy, z włosami sięgającymi linii żuchwy, omiatał gabinet Wilkinsona obojętnym spojrzeniem. Drugi, nieco niższy (aczkolwiek wciąż przerastający Wilkinsona o głowę) przypatrywał się poczynaniom Simmonsa z tęgim wyrazem twarzy i dłońmi wbitymi w kieszenie prochowca.

   Hugo poczuł, jak kropla potu spływa mu w dół pleców.

   - Detektywie! – Głos Simmonsa, wyższy niż zwykle, odbił się echem od ścian - Szuflada jest otwarta! Teczka zniknęła!

   Serce załomotało Wilkinsonowi w piersi. To niemożliwe, powtarzał w duchu. To po prostu niemożliwe.

   Okrążył biurko i siłą rozpędu przepchnął dyżurnego na drugi koniec pomieszczenia. Widok pustej szuflady zmroził mu krew w żyłach.

   Flegmatycznym ruchem wsunął dłoń do kieszeni marynarki i zacisnął palce na kluczu, który od ostatniego przeglądu dokumentów nie zmienił swojego miejsca pobytu.

   - Wyłamany zamek? - Spojrzał na Simmonsa, który wydawał się być jeszcze bardziej przerażony od niego.

   Dyżurny pokręcił głową.

   Agenci Grohl i Cobain wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

1 komentarz:

  1. I już na samym początku muszę zaznaczyć, że masz olbrzymiego plusa za wygląd bloga. Nie wspomnę już o wspaniałym soundtracku (niektóre utwory są moimi ulubionymi, więc szybko stąd nie ucieknę).
    Nie mogłam znaleźć niczego dobrego z Supernatural, co jest umieszczane na blogu. Fora, tak, ale pierwszy raz trafiłam na coś, co naprawdę mnie przekonuję i jest na blogu.
    Komentarz o niczym, bo więcej o samej treści opowiadania wypowiem się pod pierwszym rozdziałem, ale mogę zapewnić, że komentować będę na bieżąco :D

    OdpowiedzUsuń